8 dni trampów w cudownych Bieszczadach
To jest wyprawa która pobiła na głowę wszystkie poprzednie. Nie wysokością, nie ekstremalnością ale klimatem spokojności, odludzia i momentami dzikości.
VII.2012 - Czerwonym szlakiem przez całe Bieszczady Zachodnie.
Główny Szlak Beskidzki: odcinek w Bieszczadach: Komańcza – Prełuki – Duszatyn – Chryszczata – Przełęcz Żebrak – Wołosań – Bacówka PTTK „Pod Honem” – Cisna – Małe Jasło – Jasło – Okrąglik – Smerek (wieś) – Smerek (szczyt) – Przełęcz Mieczysława Orłowicza – Połonina Wetlińska – Schronisko PTTK na Połoninie Wetlińskiej – Berehy Górne – Połonina Caryńska – Ustrzyki Górne – Szeroki Wierch – przełęcz pod Tarnicą – Halicz – Rozsypaniec – Wołosate
32:28 h 100.8 km suma przewyższeń 4557 m suma obniżeń 4372 m
- Komańcza
- 1:15 h (5.7 km) szlakiem czerwonym
- Duszatyn
- 1:30 h (6.3 km) szlakiem czerwonym
- Chryszczata
- 0:45 h (2.6 km) szlakiem czerwonym / żółtym
- Pocak
- 0:30 h (1.9 km) szlakiem czerwonym
- Przełęcz Żebrak
- 0:30 h (2.9 km) szlakiem czerwonym
- Jaworne
- 0:20 h (0.8 km) szlakiem czerwonym
- Przełęcz pod Jawornem
- 0:50 h (2.2 km) szlakiem czerwonym
- Wołosań
- 2:00 h (6.7 km) szlakiem czerwonym
- Bacówka PTTK pod Honem
- 0:20 h (1.3 km) szlakiem czerwonym
- Cisna
- 3:30 h (8.8 km) szlakiem czerwonym
- Okrąglik
- 0:05 h (0.3 km) szlakiem niebieskim / czerwonym
- Pod Okrąglikiem
- 2:10 h (7.9 km) szlakiem czerwonym
- Smerek
- 2:40 h (6.8 km) szlakiem czerwonym
- Przełęcz M. Orłowicza
- 1:50 h (5.4 km) szlakiem czerwonym
- Schronisko PTTK Chatka Puchatka
- 1:00 h (2.4 km) szlakiem czerwonym
- Brzegi Górne
- 2:05 h (3.5 km) szlakiem czerwonym
- Połonina Caryńska
- 0:25 h (1.4 km) szlakiem czerwonym / zielonym
- Połonina Caryńska, skrzyżowanie szlaków
- 1:20 h (4.1 km) szlakiem czerwonym
- Ustrzyki Górne
- 3:10 h (7.5 km) szlakiem czerwonym
- Przełęcz pod Tarnicą
- 0:15 h (0.7 km) szlakiem czerwonym / niebieskim
- Przełęcz Goprowska
- 0:10 h (0.7 km) szlakiem czerwonym / niebieskim
- Przełęcz pod Tarnicą
- 0:15 h (0.4 km) szlakiem żółtym
- Tarnica
- 0:10 h (0.4 km) szlakiem żółtym
- Przełęcz pod Tarnicą
- 0:15 h (0.7 km) szlakiem czerwonym / niebieskim
- Przełęcz Goprowska
- 1:30 h (3.4 km) szlakiem czerwonym
- Halicz
- 0:30 h (2.3 km) szlakiem czerwonym
- Przełęcz Bukowska
- 1:45 h (7.6 km) szlakiem czerwonym
- Wołosate
- 0:05 h (0.2 km) szlakiem niebieskim / czerwonym
- Początek/koniec Głównego Szlaku Beskidzkiego
- 1:15 h (5.8 km) szlakiem niebieskim
- Ustrzyki Górne, skrzyżowanie
- 0:03 h (0.2 km) szlakiem niebieskim
- Ustrzyki Górne
W pierwszy dzień po dojechaniu na miejsce, zostawiliśmy samochód w ogrodzie domu położonego blisko szlaku i ruszyliśmy w naszą największą jak do tej pory wędrówkę. Po kilku kilometrach dotarliśmy do osady Duszatyn. W barze dowiedzieliśmy się, że schronisko, które braliśmy pod uwagę od dawna już nie istnieje.
Ruszyliśmy więc do pobliskiego pola namiotowego. Okazało się, że od kilku lat też już nie istnieje. Rozbiliśmy się jednak tam. Warunki nie były złe, woda w pobliskiej rzece i uczucie, że biwakujemy prawie na "dziko" nam w zupełności wystarczyły. Było już tam młode małżeństwo z małym dzieciakiem, które to nieczynne pole namiotowe traktowało jako bazę do swoich krótkich wypadów. Potem jeszcze przyjechała jedna ekipa. Po rozmowach okazało się, że nieczynne pole namiotowe tętni własnym życiem, raz do roku przyjeżdża większa grupa, która nawet kosi trawę.
Następnego dnia mijaliśmy Jeziorko Duszatyńskie. Przy nim też kilka namiotów - odważnych, którzy nie bali się komarów.
Tam mieliśmy zatrzymać się na następny nocleg. Kilka dni przed wyjazdem w radiu była informacja o poważnym pogryzieniu miejscowego grzybiarza przez niedźwiedzia. W Duszatynie dowiedzieliśmy się, że to było w pobliżu tej właśnie studenckiej bazy namiotowej.
Żeby nie było, ze że ze strachu tam nie zostaliśmy . "Przypomnieliśmy" sobie o finale Mistrzostw Europy w piłce nożnej i ruszyliśmy dalej przedzierając się przez bujną roślinność.
Niestety misia spotkaliśmy tylko takiego:( Chcąc się porządnie odświeżyć, oglądnąć mecz i odpocząć zatrzymaliśmy się w Cisnej w hoteliku. Byliśmy trochę zajechani, przesadziłem z ekwipunkiem, więc postanowiliśmy pobyczyć się tutaj przez następny cały dzień. To jest najpiękniejsze w wędrówkach w których nie obowiązują żadne ramy czasowe. Chcemy to idziemy, nie to po prostu nie.
Wypoczęci ruszyliśmy dalej i już nie straszne były nam kłody rzucane pod nogi.
Praktycznie przez całą wędrówkę towarzyszyły nam upały a my mocno obładowani odczuwaliśmy to podwójnie.
Toteż każde miejsce dające cień było wykorzystywane na przerwę.
Na początku trasy spotykaliśmy trochę ludzi. Później przez cały dzień spotykaliśmy 2-3 osoby. Ten etap trasy był mało uczęszczany.
Bieszczady nie są wysokie co nie znaczy, że czasami nie było mocnych wyjść przy których można się było zmęczyć.
Za to jak się wędrowało graniami to sama rozkosz.
I podziwianie kolejnych widoków ze szczytów.
Skąpi nie byliśmy, jak trzeba się było podzielić z przygodnie spotkanymi to się dzieliliśmy.
Po raz pierwszy na połoninach bieszczadzkich.
Możecie się śmiać ile chcecie, nie miałem nic na głowę a żar lejący się z nieba od początku wędrówki był niemiłosierny.
Fajnie, że rzeki tylko dlaczego suche.................
Po kilku dniach plecaki stały się lżejsze i wędrówka trochę łatwiejsza.
Obietnica zimnych płynów. Chatka Puchatka.
Zmęczonemu wiele do szczęścia nie potrzeba. Nie zabawiliśmy tam jednak długo, bo to już był rejon gdzie zdarzały się tłumy ludzi a tak właśnie przy Chatce było.
Preferowaliśmy spokojniejsze miejsca na odpoczynek.
Chyba to były Brzegi Górne. Dotarliśmy do pola namiotowego. Po kilku dniach intensywnej wędrówki wydawało się nam, że jest tam full wypas. Obrotna właścicielka w tym mini sklepiku miała wszystko. A jak nie miała to z domu przyniosła. Nawet domowy obiad:) Zaopatrzyliśmy się u niej m.in. w kiełbasę na ognisko na wieczór. Była tam jeszcze para wędrowców i para Niemców podróżujący tak jak my z namiotem. Było więc z kim posiedzieć wieczorem przy ognisku. Mycie wieczorne i poranne w strumieniu w zgodzie z naturą.
Rano uzupełniliśmy zapasy i zaczęliśmy zbierać się w drogę.
"Wykorzystaliśmy" nowo poznanych i mamy wspólne zdjęcie.
I znowu w drodze.
Na kolejną Połoninę.
Chmurki mało co obiecujące w oddali.
Mokra koszulka na głowie dawała trochę ochłody i ochrony.
Już niedaleko do ostatniej miejscowości w której mieliśmy się zatrzymać.
Częściej już w dół, więc szło się rześko.
Nawet grajkowie na szczycie się znaleźli.
Ławki, super panorama nic tylko wchłaniać wrażenia. W Ustrzykach Górnych nie chciało się nam się rozbijać namiotu więc wynajęliśmy na dwie kolejne noce kwaterę. Zrobiliśmy to też po to aby mieć gdzie zostawić część bagaży. Ostatni etap wędrówki to pętla, mieliśmy wrócić do punktu jutrzejszego wyjścia.
Świt następnego dnia złapał nas już daleko na szlaku.
Rano już patrzyliśmy w dół na budzące się życie.
Najwyższy szczyt tuż przed nami: Tarnica.
Zasłużona poranna drzemka.
Oczywiście już na szczycie.
Na luzie z mniejszą wagą rzeczy na plecach przyjemnie szliśmy dalej.
Wiedząc, że to ostatni dzień wędrówki pochłanialiśmy widoki zachłannie.
Wczesna godzina pozwoliła nam dosyć długo iść w samotności.
I już znowu częściej w dół niż w górę.
Dotarliśmy do granicy z Ukrainą.
Ostatni etap już po asfalcie, dalej w niemiłosiernym upale. Wcześniej słyszeliśmy przechodzące niedaleko gwałtowne burze.
Ślady niedawnego gradobicia.
Kawałek dalej ofiara tego gradobicia.
Końcowy etap powrotu na kwaterę w Ustrzykach Górnych.
Cała nasza wędrówka trwała 8 dni ale tak naprawdę samego wędrowania było 5 i pół dnia. Pierwszy dzień dojazd i tylko dojście kilka kilometrów. Potem jeden dzień przerwy na finał mistrzostw. I ostatni dzień powrót autobusem do Komańczy a następnie samochodem do domu.
Naprawdę warto wybrać się na dłużej w góry, można się zresetować wtedy całkowicie. Skupiamy się wtedy na organizacji wędrówki, pokonywaniu własnych słabości. Po chwilowych niedogodnościach związanych z trudami wędrówki, potrafimy później bardziej docenić udogodnienia cywilizacji. Z drugiej strony w momentach takiego wyciszenia się i wsłuchania się w naturę zastanawiam się czy ten pęd współczesnego świata jest naszym sensem życia. Czy nie bylibyśmy bardziej szczęśliwi żyjąc może skromniej, ale spokojniej, wolniej, bliżej natury.
Ten wypad znowu zapisał się wielkimi literami w historii naszych skromnych wędrówek. Nigdy nie mieliśmy wielkiego parcia na rekordy naj, naj, naj. Ale z tych naj, najwyższy znalazł się w tyle za najdłuższy:)
Postanowiliśmy po tej wędrówce, że nawet kosztem ilości wypadów robimy raz w roku podobną wyprawę. Odpukać w niemalowane: do tej pory się udaje.
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja